24 lutego 2016

Osso nasze Osso

Wczoraj, 23 lutego, o godzinie 20, w sali Lalka w Dolnośląskim Centrum Filmowym miała miejsce premiera filmu w reżyserii Jana Strękowskiego pt. "Osso moje Osso". Na widowni zasiedli ossolińczycy z osobami towarzyszącymi. Postanowiłem napisać parę słów od siebie o filmie.

Jest to zdecydowanie jeden z tych filmów, które zyskują z czasem potrzebnym do "przetrawienia" tematu. Wychodząc z projekcji skłonny byłem dawać zaledwie dwie gwiazdki na pięć. Teraz daję solidne trzy gwiazdki. Po upływie doby ugruntowuję się w przeświadczeniu, że niższa ocena początkowa wynikała z tego, że na gorąco dostrzegałem głównie słabe punkty filmu, błędy, nieścisłości, czy pominięcia. 

Można mieć pretensje o to, że pokazywane obiekty nie są odpowiednio mocno osadzone w narracji, że brakuje często dobrego komentarza do obrazu, jak w przypadku pokazywanych Panoramy Plastycznej Dawnego Lwowa, czy rękopisu "Pana Tadeusza". Nie ma choćby wzmianki o Muzeum Pana Tadeusza. A Muzeum Książąt Lubomirskich pojawia się właściwie tylko w kontekście 1864 r. i pod nazwą... Muzeum Starożytności. Zarzut generalny to brak spoiwa, które wiązałoby różne wątki pokazane w filmie. Jest w nim miejsce dla Lwowskiej Narodowej Naukowej Biblioteki Ukrainy im. W. Stefanyka, Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu, Muzeum Książąt Lubomirskich, Lwowskiej Galerii Sztuki, Muzeum Historycznego na lwowskim Rynku, wspomnianej Panoramy Plastycznej... Tym spoiwem mogłyby być życiorysy osób, którym chyba zbyt mało uwagi poświęcono: Mieczysława Gębarowicza, Janusza Witwickiego, Jerzego Borejszy, Romana Aftanazego, Jana Nowaka-Jeziorańskiego.

Z drugiej strony ludzie są też mocnym punktem filmu. Twórcy filmu dopuścili do wielogłosu o Ossolineum. Przechadzając się po zabytkowych pomieszczeniach dawnego Klasztoru Krzyżowców z Czerwoną Gwiazdą, słuchamy opowieści ossolińczyków i oglądamy skarby, które powierzone są ich pieczy. Wraz z dyrektorem Ossolineum we Wrocławiu, Adolfem Juzwenką spotykamy się z dyrektorem LNNB im. W. Stefanyka, Myroslawem Romaniukiem. Odwiedzamy dyrektora Bohdana Czajkowskiego w Muzeum Historycznym. Ale spotykamy się też z tymi, którzy tam, we Lwowie, zostali. Tymi, którzy pamiętają jeszcze czasy zmieniających się okupacji i to, jak po przyjściu Niemców zniknęli Żydzi, a potem, jak Sowieci palili książki w piecykach. To bardzo ważne, że realizatorom filmu udało się dotrzeć do takich osób i zarejestrować ich relacje. 

Od czasu realizacji do premiery film stracił też, niestety, na aktualności. Zdjęcia miały miejsce, jak część z nas pamięta (ci, którzy byli wtedy obecni w pracy) w październiku 2012 r., a przecież w ciągu ostatnich dwóch lat zaszły na Ukrainie wydarzenia, które zmieniły samą Ukrainę, a także, co za tym idzie, charakter relacji polsko-ukraińskich. Ukraińcy po Majdanie i zagarnięciu Krymu przez Rosję na nowo definiowali przez ostatnie dwa lata swoją tożsamość i proces ten różnie przebiegał we Lwowie, Kijowie czy Charkowie. Może dobrze byłoby umieścić na początku informację, że zdjęcia robione były w 2012 r.

Jest jeszcze coś, co skłoniło mnie do podwyższenia oceny. Udało mi się to "złapać" dopiero dzisiaj, kiedy sięgnąłem po stojące na półce "Wspomnienia ossolińskie" Stanisława Łempickiego i księgę jubileuszową wydaną na dziesięciolecie działalności Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu. To jest to ciepło, które emanuje ze wspomnień. Ossolineum było, jest i pozostanie dla wielu pokoleń skarbnicą pamięci i twórcom filmu w jakiś sposób udało się to uchwycić. Być może dlatego, że włożyli w realizację filmu ciut więcej serca, niźli by wymagał sam warsztat filmowca...?

Gdy ekipa filmowa była w Gabinecie Numizmatyczno-Sfragistycznym, żartowaliśmy, że aby zainteresować telewizję takim filmem, należałoby dać tytuł "Taniec z monetami", a potem nawet może te monety pominąć. Ale notka o premierze ukazała się na stronie TVP Wrocław (LINK). Miejmy nadzieję, że to dobry sygnał i film będzie można obejrzeć w telewizji. Wiele osób sygnalizowało, że dokument podoba się widzom, którzy nie są pracownikami Ossolineum. Ja sam chętnie obejrzałbym "Osso moje Osso" jeszcze raz (może na T-Mobile Nowych Horyzontach w sekcji filmów dokumentalnych?), a gdyby była taka możliwość - zakupiłbym jego kopię.

                                                 ______________________________

Zgadzasz się? Masz inne zdanie?
Zapraszam do komentowania!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz